Konstanty Gaszyński
ŚMIERĆ JENERAŁA SOWIŃSKIEGO

Gdy trzechset dział gromy grzmiące 
Dały hasło na bój krwawy, 
A moskiewskich rot tysiące 
Biegły na szańce Warszawy; 

Garstka naszych, za wałami, 
Przy Wolskim skryta kościele, 
Witając wrogów strzałami, 
Z ich trupów wał drugi ściele. 

Wódz o szczudle im przywodzi - 
Włos jego kryje siwizna; 
Lecz młodzieńczą siłę rodzi 
Honor, wolność i ojczyzna.

To Sowiński - krwią okryty 
Próżno wygląda pomocy, 
Szaniec przez wrogów zdobyty; 
Męztwo uległo przemocy.

Na kilka żołnierzy czele, 
Co z nim przysięgli umierać, 
Szablą drogę sobie ściele, 
Tysiącom chce się opierać.

W święcone mury kościoła 
Cofa się wódz ze swoimi, 
I na szczupły hufiec woła: 
"Gińmy, lecz gińmy wolnymi".

I zdumieni niewolnicy 
"Zdaj się, mówią, nie walcz z nami". 
A on im z okien świątnicy 
Odpowiada - wystrzałami. 

Biegną tłumy rozsrożone, 
Nowa wściekłość je zagrzała - 
Już drzwi kościoła skruszone, 
Ale walka nie ustała. 

Bronią się rycerze śmieli, 
Lecz co chwila ich nie staje; 
Wreszcie, wszyscy wyginęli 
I Sowiński sam zostaje. 

Sam został, lecz nieugięty 
Przed przemocą się nie zniża - 
Poszanowaniem przejęty 
Dowódca wrogów się zbliża: 

"Krzycz pardon" zdala go wzywa, 
"Szaleństwem jest śmiałość taka". 
Sowiński pierś mu przeszywa, 
"Oto jest pardon Polaka".

Te były słowa ostatnie 
Zsiwiałego bohatera, 
Zginął za swobody bratnie: 
Tak syn wolności umierał. 

Już nie żył - a dzikie wrogi 
W milczeniu wstrzymali kroki, 
Okiem szacunku i trwogi 
Patrząc na rycerza zwłoki! - 

Takich Polska miała synów, 
Takich wodzów sprawa święta, 
I w nagrodę takich czynów 
Dziś znów hydne dźwiga pęta. 

Kreutzburg, w grudniu 1831. 
-----------------------------------
Konstanty Gaszyński (1809-1866) był oficerem
w Korpusie Giełguda w Powstaniu Listopadowym.
Po powstaniu przebywał na emigracji i nie było mu
dane wrócić do Polski.
W wierszu zachowano pisownię z wydania "Poezji
Konstantego Gaszyńskiego
" w 1868 roku.