Maria Konopnicka

MAJSTER JAN KILIŃSKI


Majster Jan Kiliński
Nie nosił kontusza,
Ale w nim siedziała
Tęga polska dusza.

Majster Jan Kiliński
Był z Trzemeszna rodem,
Nieraz on zapłakał
Nad swoim narodem.

Stał wtedy w Warszawie
Igelström, generał,
Powiadali o nim,
Że się na rzeź zbierał.

Powiadali o nim,
Że w Wielką Sobotę
Puści swych Moskali
Na krwawą robotę.

Słyszy to Kiliński
Ze Starego Miasta
I gniew w nim ogromny
Jak płomień urasta.

Słyszy to Kiliński,
Poruszy wąsami:
— Jeszcze mamy szable,
Jeszcze Bóg jest z nami!

Cicho, jak przed burzą,
Dzwony farne biją,
Raz ostatni dzwonią
Przed rezurekcyją.

Już nie ma sposobu
Dłużej strzymać ręki...
Wstaje Chrystus z grobu,
Wstańmy i my z męki!

Jako płomień bucha
Za wiatru powianiem,
Tak buchnęło miasto
Narodu powstaniem.

Jeszcze śpi generał,
A tu huk się szerzy...
Jak piorun Kiliński
Na zamek uderzy.

Widzi pan generał,
Że tu nic nie wskóra,
Za babę przebrany
Dał z Warszawy nura.

A tu pan Kosmowski
Na odwach już wali,
Zabrał proch i bronie,
A wygnał Moskali.

Bije, a nie pyta,
Kto tam w Boga wierzy...
Wycięli rzeźnicy
Batalion żołnierzy.

Od Wielkiego Czwartku
Do Wielkiego Piątku
Nadali Moskalom
Ołowiu jak wrzątku.

Biją w Wielki Czwartek,
W Wielki Piątek biją,
Oczyścili miasto
Na rezurekcyją!

Dwa tysiące Moskwy
Jakby grad wychłostał,
A Kiliński — z szewca
Pułkownikiem został:

O moja Warszawo!
Cóż cię to zbawiło? —
Jedno mężne serce,
Co miłością biło!